Pierwszego dnia mieliśmy święta z trzydziestoma brytolami, którzy zebrali się u Dave, co oznaczało pieczonego indyka, ziemniaczki, warzywa - ach normalne europejskie jedzenie. Do tego był secret Santa i prezenty. Ja dostałam lalczkę voodoo, a Tomek zestaw randkowy, czyli Red Bulla, papierosy i prezerwatywy. Ach to angielskie poczucie humoru!:)
Spędziliśmy całkiem leniwy tydzień (tzn. bez pakowania się i przemieszczania setki kilometrów dziennie), który minął nam na łowieniu piranii i eksplorowaniu okolicy na skuterach. O tak! to zdecydowanie było najlepsze z całych wakacji, właściwie nie tyle zależało nam na zwiedzaniu, ile na jeżdżeniu:) Oczywiście zatrzymaliśmy się kilka razy pooglądać wodospady i słonie, ale jednak samo jeżdzenie to było to! życzyliśmy skutery na godzinę, żeby sprawdzić i Tomek dostał na tyle mały, że wyglądał jakby ukradł dziecku rowerek, ja dostałam różowy, co przeczyło mojemu wyobrazeniu Harleya, później zmieniliśmy wypozyczalnie i Tomek dostał juz całkiem duzy skuter, a ja nieco mniejszy, ale przynajmniej czerwony:) Skutery były dostosowane do warunków górskich i ponad dwukrotnie przekraczały pojemność dopuszczaną u nas do jazdy bez prawa jazdy kategorii A, więc spokojnie mogę juz powiedzieć, ze właściwie to jeździliśmy na motocyklach:) W związku z tym pod spodem sesja "easy rider wannabe", a więcej zdjęć jak zwykle na picasie:http://picasaweb.google.com/102042105826379054652/PiranhaParkSwieta#
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz