poniedziałek, 22 listopada 2010

Jeszcze o Kambodży i Siem Rep


W poprzednich wpisach zupełnie pominęłam sprawę monarchii konstytucyjnej w Kambodży a w szczególności króla, który jest całkiem interesującą postacią. Jego ojciec, czyli poprzedni król, był chyba jedynym władcą sympatyzującym z systemem komunistycznym. W związku z tym wysłał syna w wieku lat 8 do Czechosłowacji, gdzie ukończył choreografię – kierunek studiów zgodny z jego największą miłością i pasją – tańcem. Następnie przebywał w Chinach i innych państwach gdzie panował „jedyny słuszny ustrój”. Przez chwilę był wykładowcą w Paryżu, ale został stamtąd wezwany do swojej ojczyzny, aby zostać królem. Jest królem bardzo wygodnym dla rządzących, ponieważ polityka nie interesuje go zupełnie, jest gejem, w związku z tym nie jest w związku małżeńskim i nie ma dzieci do dziedziczenia. Nie krytykuje w żaden sposób kliki, Polpota, odmówił komentarza nawet po skazaniu Ducha – jednego z najokrutniejszych generałów- prawdopodobnie, dlatego, że rodzina królewska nie doznała żadnych krzywd w czasie reżimu, albo po prostu król naprawdę jest zainteresowany tylko i wyłącznie tańcem a o innych rzeczach nie ma pojęcia.
Tyle o królu, a teraz o Siem Rep – jest to miasto usytuowane obok kompleksu świątyń Angkoru, ( który opiszę szerzej w następnym poście), w związku, z czym stanowi naturalną bazę wypadową. Przyjechaliśmy do Siem Rep wieczorem, więc zostaliśmy wrzuceni na głęboką wodę i zobaczyliśmy od razu nocne życie miasta. Czyli to, co może stać się z piękną Kambodżą a już się stało z Tajlandią, poprzez najazd niemądrych turystów. Całe tzw. Centrum miasteczka wypełnione jest irish pubami, głośnymi dyskotekami, pijanymi i głośnymi amerykanami i brytolami, prostytutkami i żebrakami. Zamknięte samonapędzające się koło. Oni oferują to, czego chce przeciętny turysta, a przeciętny turysta jest napakowanym idiotą bez śladów mózgu, który chce się tanio nawalić i zabawić. Nie wiem jak ci ludzie mogą nie myśleć o konsekwencjach swojego postępowania, ale poza imprezowiczami jest też oczywiście mnóstwo starych oblechów z Kambodżańskimi przyjaciółkami. Powinno się zasunąć kopa w dupe takiemu i tyle.
Chyba zapomniałam w opowieściach z Phnom Penh opisać historię jak nasza czwórka ratowała dziewczynkę z rąk potencjalnego pedofila (mrożąca krew w żyłach opowieść prawie jak z książki naszego wyśmiewanego Michniewicza). Na szczęście nic się nie wydarzyło i nie musieliśmy interweniować, ponieważ facet, którego obserwowaliśmy po prostu sobie poszedł, ale byliśmy zaniepokojeni widząc, że samotny, stary, gruby koleś postawił kolację dziewczynce z ulicy. Jeżeli miał dobre intencje z pewnością nie miał nam za złe, że przez pół godziny bez przerwy gapiliśmy się we czwórkę na niego ze stolika obok, głośno komentując. Wymyśliliśmy też cały plan interwencji, w razie gdyby chciał z nią wyjść. Skończyło się na tym, że dziewczynka została w knajpie, on poszedł, ale wolę nie myśleć ile sytuacji kończy się zupełnie inaczej.
Nie chcę moralizować, ale każdy, kto jedzie na wakacje dobrze się zabawić, powinien chwilę pomyśleć czyim kosztem to będzie robił. Można się świetnie bawić i nie robić nikomu krzywdy. Tak jak powiedział spotkany na wyspie Niko – świetny gej z Ibizy, on jest ignorantem, nie interesuje go sztuka i kultura, nie daje pieniędzy żadnym organizacją charytatywnym, bo woli dać zarobić ludziom wokół, kupując piwo, pamiątki itd. Dzięki turytystyce takie kraje mogą wyjść z biedy, ale trzeba mądrze do tego podejść, nie tylko wykorzystując ich niskie ceny. Tak jak żenujący turyści z Francji, dwie pary po 60ce, które targowały się pół godziny o dużą butelkę piwa, żeby kupić ją za 1$ (wszędzie w knajpie kosztuje 3$) od samotnej matki pięciorga dzieci. Oni może mieli świetną zabawę i satysfakcję, ale wszystko ma swoje granice.
Na razie tyle a za chwilę opiszę świątynie, które zrobiły na nas ogromne wrażenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz